Wpadałam czasami w głębinę podświadomości wyciągając co niechciane, zakopane, niewidziane, nieukochane, znienawidzone..

Ale nie po to żeby to rozpoznać ale żeby tego doświadczyć.

Bez świadomości tego co się dzieje, w zapomnieniu kotłowałam się w sobie/emocjach jak szmaty w pralce nastawione na program wirowania.

Kiedyś wpadałam w stany niezasługiwania, poczucia gorszości, smutku, żalu, nie wartości… Poczucia, że chce zniknąć, odejść z tego Świata, że na niczym mi nie zależy, ze mam już dość walki, starania się, robienia czegokolwiek.. ogólnie wszystkiego dość..!!!

Co działo się jak z tego wychodziłam?

Byłam silna! Czułam moc!

Wiedziałam, że ze wszystkim sobie poradzę.

Tak mi się tylko wydawało.

Nie była to siła zaczerpnięta ze swojego jestestwa, z miłości, spokoju, zaufania, delikatności..

Była to silą niszcząca, ze ja wam teraz pokaże! 

Już nikt nie sprawi, że będę czuła się gorsza!

Stawałam zbuntowana jak Wojownik na arenie gotowy zabić by przeżyć.

Była to siła stawiająca mnie w roli bezwzględnego obrońcę i jednocześnie oprawce siebie.

Nie zdawałam sobie sprawy, że w obronie siebie tak naprawdę byłam swym oprawca.

Było postanowienie ”Zniszczę każdego kto będzie stawał mi na przeciw!”

Nie wiedziałam, ze w ten sposób nikogo nie niszczę oprócz siebie.

Siebie prawdziwa.

Walczyłam nie tylko z zewnętrznością ale i z tym co działo się we mnie.

Zabijałam swoja delikatność, kobiecość, naturalność, subtelność, miękkość, miłość..

Zabijałam swoje uczucia po to żeby nie czuć.

Zabijałam swoje uczucia po to żeby one ”nie zabiły mnie”.

Tak mi się wtedy wydawało.

Nie chciałam odczuwać smutku, żalu, przykrości.. poczucia niezasługiwania, gorszości, potrącenia, odrzucenia..

Nie chciałam tego odczuwać, bo nikt mnie nie nauczył radzenia sobie z takiego typu emocjami.. A ze był to mój program na miłość odczuwałam to w każdym momencie, w którym potrzebowałam miłości.

Były to emocje niszczące mnie dlatego wolałam zniszczyć wszystko co je wywoływało czyli swoje relacje z ludźmi. Byłam TWARDA, bo tylko wtedy nikt nie miał do mnie dostępu i tylko wtedy radziłam sobie w każdej sytuacji.

TWARDA czyli jak penis.

Męska. Waleczna. Działająca. Agresywna.

Przejawiałam wszelkie cechy męskie.

MIĘKKA czyli jak pochwa, potocznie zwana pizda.

Nie chciałam być jak ta struchlała pizda.

Nie zdawałam sobie sprawy, że zabijam w ten sposób swoja prawdziwa nature- swoja kobiecość.

Kobiecość to miękkość (delikatność, subtelność…).

Kaidy moment, w którym puszysz się i szykujesz do walki zabijasz w Tobie kobietę…

Nikt mi nie powiedział, ze to co odczuwam jest dla mnie tylko informacja tego w co wierze.

Że każde uczucie, każda emocja mówi do mnie i że tylko pozwalając jej być mogę sprawić, że odejdzie. Odejdzie bez walki.

Tylko pozwalając jej być mogę zobaczyć skąd pochodzi.

Z czasem wpadałam w takie stany coraz rzadziej i rzadziej.

Dzisiaj mając wiedze i doświadczenie mogę spokojnie przyjmować wszystko co przychodzi z otwartymi ramionami, bo wiem, ze skoro jest to miało być.

Skoro coś pojawiło się to znaczy tylko tyle, ze miało się pojawić.

Pojawiło się, bo chce mnie o czymś poinformować.

I odbieram te informacje.

Dzięki temu mogę przetrzepać swoje życie i powiedzieć śmiało skąd pochodziło poczucie, że chce zniknąć.

Przychodziło wtedy kiedy ciężko na coś pracowałam, a nagrodzony został ktoś inny. 

Kiedy odczuwałam niesprawiedliwość i niemoc z nią związana.

Przychodziło wtedy kiedy w imię przyjaźni oddawałem swoje marzenia. 

Kiedy odczuwałam, że wszystko na czym mi zależy zostanie mi odebrane i oddane komuś innemu.

Przychodziło wtedy kiedy bardzo chciałam coś dostać, a lądowało to u bliskich mi osób. Kiedy czułam zazdrość.

Dlaczego wszystko wydarzyło się wśród najbliższych mi osób? 

Bo program odpala wśród najbliższych.

Bo jest lojalność.

Bo bliskich bym nie skrzywdziła. 

Bo Nie zabrałabym bliskiej osobie niczego.

Bo dla bliskich chciałam dobrze, chciałam żeby byli szczęśliwi.

Oczywiście działo się to wszystko bez mojego udziału, bezwysiłkowo, bo szło z mojego programu, który wgrali mi rodzice.

➡️Moje potrzeby nie są ważne.

➡️Nigdy nie będę mieć tego na czym/kim mi zależy.

➡️Czyli jestem gorsza, głupsza, bezwartościowa, niewystarczająco dobra, nie zasługuje…

Tylko otwierając się na to co przychodzi, pozwalając temu być, dając temu uwagę dajesz sobie szansę na zobaczenie tego czego nie chcesz dostrzec, tego co jest schowane pod dana emocja.

I tylko w ten sposób możesz sprawić, ze to odejdzie wolno, bo w wolności jest miłość.

W akceptacji jest miłość.

W dawaniu uwagi jest miłość.

W uznaniu jest miłość.

Uznając siebie i to co jest w Tobie to czego boisz się, że Cię zabije staje się Twoja moca.

Kiedy nie starasz się zabić tego co ”chce zabić Ciebie” staje się to Twoim sprzymierzeńcem.

Jest jak przyjaciel informujący o wszystkim.

Jest jak czerwone światło mówiące STOP!

Zatrzymaj się!

Przestań pędzić jak koń z klapkami na oczach!

Usiąść i ściągnij te zasłony z oczu.

Rozejrzyj się w sobie…

Czy jest tam coś czego nigdy nie było?

A może nie ma tego co zawsze było?

❤️

Dlaczego napisałam ten post?

Bo ostatnio przeczytałam słowa jednej z nas, że już nikomu się nie da!

Nie pozwoli sobie na chwile słabości.

Będzie silna i twarda!

Była to decyzja podjęta nie z miłości do siebie ale z nienawiści tego co ją spotyka.

Moc niszczenia.

Prawdziwa moc pochodzi z miłości.

Miłość jest mocą.

Spokój i zaufanie.

Akceptacja siebie i tego co w sobie masz.

Uznanie całego istnienia🙏🏼

Wszystko inne zabija tylko Ciebie, a nie Twojego przeciwnika.

Patrząc na drugą osobę widzę siebie.

Każdy Twój problem jest przeze mnie rozpoznany we mnie.

Jestem tu.

Możesz do mnie przyjść w każdej chwili.